Ostatnia kawa

– O, latte macchiato! – Kreator z entuzjazmem godnym prawdziwego smakosza kawy umieścił wkład w ekspresie, beztrosko trzasnął pokrywą i wcisnął przycisk aktywujący proces inteligentnego parzenia kawy, jak ową procedurę zgrabnie określała instrukcja obsługi.

Chwilę później gorący płyn wypełnił szklankę. Maszyna zaczęła krztusić się i parskać, po czym zwieńczyła dzieło grubą warstwą piany.

Kreator uniósł naczynie i krytycznym spojrzeniem zmierzył zawartość. Idealnie rozdzielone warstwy, puszysta, mleczna pokrywa, wzorcowe kolory. Nie było do czego się przyczepić. Znakomity smak, przywodzący na myśl beztroską podróż pośród chmur, utwierdził go w przekonaniu, że zakup maszyny do kawy był jedną z najlepszych decyzji w jego życiu. Ustrojstwo zachęcająco mrugało diodami.

– Kosmiczne… O, a teraz… cappuccino! – Kreator z zapałem świeżo upieczonego właściciela ekspresu sięgnął po kolejny wkład. – Niebo w gębie… – mruknął po chwili.

Wkrótce przyszła kolej na caffè coretto, noisette, mocca, frappe, wiener melange… Wrażenia wciąż jednak mogły zostać przebite. Nadszedł czas na espresso…

*

W Kwaterze Głównej Dowodzenia Kulą Ziemską i Okolicami panował niewyobrażalny chaos. Pełne niewiarygodnych treści meldunki nadchodziły ze wszystkich stron świata. Pomniejsze Centra DKZiO, rozmieszczone na kontynentach, alarmowały główny punkt dowodzenia.

Zaczęło się tuż po ósmej czasu Zulu. Telefaksy w Kwaterze Głównej zaczęły wyrzucać z siebie zadrukowane kartki z prędkością karabinu maszynowego, a treść przekazywanych informacji jeżyła włosy i przyprawiała o dreszcze. Równocześnie rozdzwoniły się wszystkie telefony.

„Jowisz zniknął!”

Szef KG, zwykle zajmujący się nadzorem nad poczynaniami podwładnych, natychmiast objął bezpośrednie dowodzenie. W trybie awaryjnym sprowadzono dodatkowe siły i środki; wszyscy i wszystko pracowało pełną parą.

Centralny ekran wyświetlał zdjęcia satelitarne, które nie pozostawiały żadnych wątpliwości. Pomiędzy Marsem a Saturnem ewidentnie brakowało Jupitera. Środki łączności w krótkim czasie rozgrzały się do białości.

Obraz nie pozostawiał złudzeń. Układ Słoneczny w obecnej chwili liczył o jedną planetę mniej. Gorączkowe poszukiwanie wyjaśnień, prowadzone przez Centra na wszystkich kontynentach, nie dały żadnych pozytywnych rezultatów. Co gorsza, po godzinie zniknęła również Wenus.

Tym razem w Kwaterze Głównej zapadła straszliwa w swej głębi cisza i trwała dobre piętnaście sekund. W szesnastej gwar wybuchł na nowo.

Około godziny osiemnastej Ziemia była już jedyną planetą w Układzie Słonecznym, który pół godziny później utracił prawo do swej nazwy - jego centralna gwiazda zniknęła. Przerażenie sięgnęło zenitu.

– Oby to było zwyczajne przejście pod horyzont – rzucił grobowym głosem Szef i westchnął ciężko. Jednak ani jemu, ani żadnemu innemu człowiekowi nie było dane doświadczyć widoku Słońca po raz kolejny.

Ziemią targnął straszliwy wstrząs. Potężny wiatr kładł pokotem budynki i kruszył góry. Monstrualne fale wzburzonych oceanów docierały do najdalszych zakątków lądu, pochłaniając wszystko, co napotkały na swej drodze. Zagłada i anihilacja w śmiertelnym tańcu unicestwiały Błękitną Planetę.

Niespodziewanie kataklizm wygasł. Lecz chwilę później nieliczni, którzy przeżyli atak żywiołów, zostali zalani ukropem. Ziemia przesiąkła wrzątkiem. Świat umarł.

*

Gorzki, głęboki smak wstrząsnął Kreatorem do głębi jestestwa. Espresso, istny szatan, brylant wśród kawowych diamentów, w jedyny słuszny sposób ujawniający prawdziwą moc mielonych ziaren, okazało się być zbyt wielkim wyzwaniem. Odczucia złagodziła odrobina śmietanki z Drogi Mlecznej, doprawiona garstką błękitnych karłów. Kreator wziął kolejny łyk i rozparł się na świetlistym tronie.

– A jutro spróbujemy UDFj-39546284… - postanowił, dopijając ostatnią kawę w nieistniejącym już Układzie Słonecznym.

2 komentarze:

  1. Dobre. Powinieneś wysłać ten tekst do Szortalu. Ma chyba mniej niż 5 tysięcy znaków (ze spacjami).

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję. Idę za radą i spróbuję szczęścia ;]

    OdpowiedzUsuń