Katarzyna II


„GDYBY ŻYŁA…”
Występują:
MEFISTO, KATARZYNA, LUCYPER, PANNA NIECIĘŻKICH OBYCZAJÓW, PREZES JACEK, ZWIERZ

AKT I
Zakątek Piekła
Wchodzi MEFISTO – powłóczy kopytami i ogonem, wygraża przestrzeni. Rogi zwisają końcami w dół.

MEFISTO
Diabli mi chyba tę babę nadali…

Uderza łapą w czoło, rogi przy uderzeniu wędrują w górę, po czym powoli opadają.

A może to boska jest kara?!
Dwieście lat tortur, gwałtu, niewoli, sił do niej nie ma w moich maszkarach.
Wymyślne kaźnie, męki, katusze, udręk nie szczędzą wrednej szatany,
Lecz ten zawzięty babsztyl nie cierpi, sens bytu piekieł przez nią zachwiany!
Najtęższe głowy łamały rogi, jak, czym katorgę wymyślną spełnić,
A tej wciąż mało, kpi i wyszydza…

Kobiecy głos kontynuuje myśl. MEFISTO milknie, zastyga w bezruchu.

KATARZYNA
                                                                       WY Katarzynę chcecie pognębić?
WY?! Z kozła syny, czarcie pomioty, bękarty psiarni, kiepy rogate?
I sam Lucyper tu nie pomoże, choćby chciał smagać mnie swoim batem…
Mocarstwo moje niedołęg takich czelności na świat wydać nie miało,
Ode mnie żołdak, choćby ostatni, sam jeden w szranki stanie wam śmiało!
I wyć będziecie! Tak, tak, bastardy węża, hieny plugawe dziedzice,
Na mój majestat się porywacie? Wkrótce wywrócę wasz świat na nice!

MEFISTO otrząsa się z zadumy, kontynuuje.

MEFISTO
Być tak nie może! Co za żenada! Człowiecza karta z czarcią wygrywa?
Wstyd to okrutny! Lecz po cóż żale? Nie zawsze wyjściem nienawiść bywa…
I przemoc prosta. Podstępu trzeba, by nieposkromiona sens odgadła
Że koniec końców z piekłem pogrywać, carycą będąc nawet – się NIE DA!

Gabinet Władcy Piekieł
Na tronie zasiada LUCYPER, na jego kolanach łasi się KATARZYNA.

KATARZYNA
… i czego raczy zażądać, Pan mój i Władca, tego będzie spełnienie
Rajem dla duszy grzechem zbrukanej; z radością dźwignę życzenia brzemię.

LUCYPER
Władzy więc żądasz… ważąc historię, Twoje założyć mogę zwycięstwo,
Lecz tupet i buta trują serce, uwierzę, kiedy ujrzę szaleństwo.
Krnąbrna dziewko! Od czasów Ewy nie miałeś człowieka tak zuchwałego,
By oponować kary porządkowi; rzec można – na myśli słabego!
Sprawa jednak zgodna z czasami dawnymi, tu będziesz sprawować władzę,
W piekle, przed innymi a po mnie… teraz idź, rozlej po świecie zarazę.

KATARZYNA (do siebie)
Zobaczysz ty rządy, robaku zapchlony, wkrótce nadstawisz mi plecy
I po grzbiecie Twoim na tron wchodzić będę, zrozumiesz Ty gniew kobiecy…
(głośno)
Jedna szansa, jedyna wśród trylionów w występku istnień utopionych,
Wdzięczność ma bezgraniczna, świat zadrży, niebawem dzierżył go będziesz w dłoni.
Wilkiem człowiek drugiego zobaczy, a syn ojca w  rozpaczy zatopi,
Przedwieczny wodą nad grobem życia smętnie miotełką trumnę pokropi.

LUCYPER
Którą drogę obierzesz? Zresztą, o sposób mniejsza, środki cel uświęca.
Lecz jedno jest ważne – tajemnica, wiedz sługo moja najuniżeńsza…

KATARZYNA (do siebie)
O! Świętości Czarnemu z nagła się zachciewa, enigmy, sekretu,
Poniżę, upodlę, lecz ukłon najpierw, według dworskiego alfabetu.
(głośno)
Z dziką rozkoszą, z radosnym sercem Twe przykazania spełnię żarliwie,
Byś cel osiągnął mymi rękami. Żegnając Mistrza, pokłony biję.
Wchodzi MEFISTO.

MEFISTO (do siebie)
Znasz wreszcie miejsce, dziewko przeklęta, Panu wyzwania nigdy nie rzucisz.
I strzeż się! Mefisto pamięta; jemu na intrygę nie zbraknie chuci.
(głośno)
Świetlisty poranka dziedzicu, czołem na wrzącej posadzce hołd daję,
Wskazówki czekając. Wspomóż sługę radą; mądrość ochoczo poznaję.

LUCYPER
Z kolan powstań i mów śmiało, z wagi wielkiej sprawą czekasz odpowiedzi?

MEFISTO
Dalekim jest od tego, by w majestacie Gwiazdy Zarannej labiedzić,
Przychodzę jednak z konfuzją, jakowej przenigdy świat nie zaznał jeszcze.

LUCYPER
Kolejne matactwo dzień dzisiejszy przyniósł, z tych dwóch które gorsze jestże?

MEFISTO
Jutrzenko jasna! Zagrożeniem ładu kobieta, ta oto, się stała,
Za nic ma przeznaczenie, istotę życia wypiera, rany nasala,
W kotle losu bełta, sieje zamęt, mota, zwodzi, od praw odżegnuje!
Jest z jej przyczyny upadek bliski. Spójrz! Ta zła płeć porządek rujnuje!
I tak dla przyszłości istnienia Katarzynę wyrugować potrzeba,
Wyrzućże ją z piekieł, o to żebrzę – zawrzyj wrota, piekło zazna nieba.

LUCYPER (do siebie)
Rzecz to niesłychana! Mefisto spodlony! Czartów zastępy bezradne!
Prawdziwy mus wydalić ten odpad, z zyskiem podwójnym – za jednym razem!
(głośno)
Precz pójdziesz, występna niewiasto! Wracaj, skądś przyszła, do swoich, do słońca!
I – abyś gniew mój pojęła – ulica Twym domem będzie aż do końca!
A! Mefisto! Tyś wolny! Spisałeś się dobrze i odejść już możesz.
MEFISTO wychodzi.

KATARZYNA
Jakże to, Panie…

LUCYPER
Zamilcz nieszczęsna! Zaczekaj, zanim zbyt dużo powiesz!
Rzekłem raz, decyzji nie zmienię, dotrzymam słowa danego dziś Tobie,
Lecz za swoje winy zaczniesz od początku, z sojusznikiem jednym – głową.
Wiedzy nie poskąpię, byś w obcym świecie nie zapadła w ciszę grobową.
Jest dla Ciebie interesujące miejsce, masz tam sprawy nieskończone.
Wekiera moja, gdy nią uderzę, w tamtą Cię zabierze stronę.
***
Zniknęła… Mefisto!
Wchodzi MEFISTO.

MEFISTO
                                   Wzywałeś i jestem.

LUCYPER
                                                                       Winną do Polski wysłałem.

MEFISTO
Przecież tam jest Zwierz…

LUCYPER
                                                           Nie uprzedzaj nikogo! Czy tam konflikt powstanie?
MEFISTO oddaje pokłon i wychodzi.

AKT II
Pewna ulica w Polsce, sąsiedztwo znanego Pałacu

KATARZYNA
Gdzież ja się znajduję? Cóż to jest za pałac? Och! To wszakże podarunek,
Symbol przyjaźni między narodami, choć lepszą komitywę trunek
Zawsze rodził. Lub kochanie… Dość o tym! Należy sposobem w tej chwili
Zadziałać i najwyższe sfery poznać, by się wokół palca skręcili.

PANNA NIECIĘŻKICH OBYCZAJÓW
Siema, Laska! Jesteś tu nowa? Trochę zagubiona? Dawno żeś w branży?

KATARZYNA (do siebie)
Co za poufałość! I co to za język! Ucho moje aż się skarży!

PANNA NIECIĘŻKICH OBYCZAJÓW
Ja cię nie pierdykam! Kiecka jaka! Boska! Wszystkich mi klientów buchniesz!

KATARZYNA (do siebie)
Wdzięczność winnam diabłu; zabić mógł, a dał na ulicę wytworną suknię…
(głośno)
Najstarszym  zawodem na świecie się parasz? Rada: popraw obyczaje,
Gdy język zwiewny będzie, droga otwarta wszędzie!

PANNA NIECIĘŻKICH OBYCZAJÓW
                                                                                              Cholera, nie czaję!
Patrz! Wychodzą z balu! Ochroniarzy ilu! Będzie to kto strasznie ważny!
Cho! Spróbujem szczęścia! Oni też se muszą…

KATARZYNA
                                                                                  Szczęście pośród dygnitarzy?
Odnaleźć chcesz? Słuchajże! Nie z takowym, tragicznym brakiem okrzesania!
Popatrz, co można szykiem osiągnąć bez osoby swojej ośmieszania.

PANNA NIECIĘŻKICH OBYCZAJÓW (do siebie)
Laska z kosmosu spadła chyba, zarozumiała, gada jak królowa,
Idzie do ważniaka, nawija, w policzek cmoka, umie poflirtować!
Ale… Ha, ha, ha! Patrzajcie! Przemądrzała taka, a kosza dostała!
No i co tam, Lalka? Nic wyrwać się nie dało?

KATARZYNA
                                                                                  Wyrywać nic nie chciałam.
Radą mą nie wzgardzaj, kiedy mówią – słuchaj, na ręce patrz, kiedy robią.
Teraz, gdy oficjel zaproszenie zgubił, wśród elit się zadomowię.

PANNA NIECIĘŻKICH OBYCZAJÓW
I poszła, jednak niezła cwaniara, do drzwi podchodzi, na bal się wbija…
Lepiej na ulicę wrócę, za gadanie Alf mi zęby powybija.

Bal w Pałacu

KATARZYNA
Jak pięknie! Formalne obrzędy poszły już w niebyt, teraz dopijanie!
Chwieją się na nogach wszyscy dostojnicy, tak kończy się balowanie
Bez umiaru! Leżą posły, na czworakach senatory, prezydenci…
Prześwietnie! Lecz najbardziej nęci to, co po cichu za kulisami się święci.
Pójdźmy pozaglądać sobie w ciemne zakamarki duszy i pałaców,
Potem za swe grzeszki, za milczenie, za ciszę, grubo mi zapłacą.

AKT III

Pokoje Katarzyny

KATARZYNA
Lat dziesięć wśród rządów, dekada matactwa, rujnowania Polski całej,
To jeszcze nie koniec, zemsta srogą będzie, świat na połowy rozkraję!
I ludzkość zniszczy się sama, wszak carycy w okrucieństwie sam Lucyper
Nie dostoi. Jest ode mnie lepszy jeden, co człowieka archetypem
Się mianuje. Lepszy, bo gorszy, lecz działania swobodę całkowitą mi zapewnia.
A ja w swej mądrości czas wykorzystam, świat będzie wyglądał jak rzeźnia!
Dowodów na wszystkich mam pełne szuflady, a kiedy na to czas przyjdzie,
Media, opinia publiczna – pełnia występków zaraz na światło wyjdzie!
***

Różne miejsca, przeważnie alkowy

KATARZYNA
Proszę senatora! Ruch między udami – czyż to nie jest trochę mało?
Widać jest po twarzy, że chcesz wrażeń więcej, stań z przodu, wypełnię ciało
Rozkoszą
(do siebie)
                        A teraz cichutko odsunę zasłony, dla prasy chwila,
Udowodniony będzie w gazetach temat „Z Katarzyną nie zadzieraj”!

***
Nie myśl tyle, Andrzej, bierz, skoro dają, grunty państwa sprzedawaj śmiało,
Nic nie udowodnią, a Ty za to będziesz miał zabawę doskonałą!

***
Zbyszku! Przez węglową mafię wyeliminujesz koleżankę łatwo.
A po co dowody? Wystarczy zeznanie, słowo kupisz, uderz w prywatność!

***
Po cóż wysiadywać niepotrzebne jaja? Skróćże męki matek biednych!
Po cóż krzyków słuchać, życia obrońców samozwańczych, głupich i wrednych?

***
Choć wzrostu marnego, narzędziem on niebezpiecznym w rękach brata bywa!
Każ inwigilować obu, tajemnice poznasz, które duet skrywa…

***
Nie dajcie się tradycjonalistom! Z duchem czasu iść teraz należy!
Niech według prawa w związkach legalnych mogą żyć płci tej samej partnerzy!

***
Walczcie o jajo, nie tylko zarodek, o pochwy, macice, plemniki!
Pół człowieka – też człowiek, niech wszyscy usłyszą nienarodzonych krzyki!

***
Wykop teczkę Lecha, choćby i spod ziemi, niech wiedza elektryzuje,
Niech świat pozna prawdziwe oblicze człowieka, którego adoruje!

***
Słowem linczujcie czerwonego generała! Nam nie przyda się więcej!
Na jego tle my pokażemy nasze zawsze biało czerwone ręce!

***
Bierzcie się za hazard, życie to ruletka, dopóki władzy wystarczy,
To zblokować, to przegłosować, szybko! Zanim prasa na nas zawarczy!

***
Agenta podstaw, to przecież nie problem, miłość szybko naiwną złapie,
Dostanie wyrok, reszta zrozumie, że kiedy trzeba, silnie ochlapiesz!

***
Januszku! Słodziutki! Nudzi mi się nieco… Może hecę zrobisz jutro?
Jak dziś na zielono, wczoraj z odchodzeniem, kolej teraz bronić futra….

Pokoje Katarzyny

KATARZYNA
Dziś dzień jest wielki, niepokonany prezes Jacek w progi swego domu
Prosi! Drzwi na prawo otwarte! Ostatecznych już dokonam pogromów!

Dom prezesa Jacka

PREZES JACEK
Proszę, wejdźże do mnie śmiało, wybacz moje nerwy, gości miewam mało.
Jak u siebie w domu czuj się, moja miła.
PREZES JACEK wychodzi.

KATARZYNA (do siebie)
Rzekł krótko i wyszedł, chrząkając.
Wchodzi ZWIERZ.

ZWIERZ
O, caryca. Się zastanawiałem właśnie, kiedyż to przyjemność będzie
Poznać osobiście. Powitać, z szacunkiem. W jednym wszak stoimy rzędzie.

KATARZYNA
Katarzyno, od szkła – jak się zdaje – będziesz musiała się odzwyczaić,
Niech mnie porwą diabli, jeśli to nie kocur bury przemowy mi prawi!

ZWIERZ
Spokojnie, spokojnie, diabli zdążą po swoje, a po Ciebie już zwłaszcza.
Lecz ja nie w tej sprawie, przychodzę, by pewne kwestie znacznie poupraszczać.
Ja działam w branży wieki wieków całe, ale Ty najważniejszą musisz
Zapoznać zasadę – gdzie jeden z nas kręci, inny nigdy tam nie kusi.

KATARZYNA
Cóż to za majaki! Brednie! Wolne żarty! Nikt mi nie będzie rozkazów
Wydawał! Ale cóż ja czynię! Z kotem dyskutuję! Może w brewiarzu
Takich mar bez liku! Idź, skądeś przyszedł! Znikaj! Wprost najlepiej do czarta!

ZWIERZ
Słyszałem żarty o Tobie kiepskie jakieś, że chcesz w piekle pełnić wartę,
Żeś zarozumiała, po trupach do celu idziesz, i do swego zmierzasz…
Skoro reguł nie przestrzegasz, bacz, byś – sama będąc – nie spotkała Zwierza.

KATARZYNA
Z lubością poprzetrącam te kocie łapki… jeśli staniesz mi na drodze.
A kiedy wola moja będzie nie inna, a taka, świat cały omroczę!

ZWIERZ
Świat cały, powiadasz? Zatem ciemność przed oczami swymi bierz w rachubę,
Inaczej zamiast w garści, na dachu zostaną – i kanarek, i wróbel.
Ja tymczasem Twą pychę pożegnam, futrem swoim zajmę się niezwłocznie,
Niech i oko i ucho od nadętej zarozumiałości odpocznie.

Wskakuje na parapet i zajmuje się toaletą. Wchodzi PREZES JACEK, wnosi skromny poczęstunek.

PREZES JACEK
O, poznałaś kicię! Słodki, czyż nieprawda? Czasem natchnieniem mym bywa,
Jakby rozumiał wszystko … problemy nawet nie raz, nie dwa, rozwiązywał.
Wystarczy zawołać, za uchem podrapać i w dziwny, cudowny sposób
Wypływam na otwarte przestrzenie z myśli chaosu.

Podchodzi do parapetu i głaszcze kota.

ZWIERZ
Mrrrau!

KATARZYNA (do siebie)
Bestia sprytna, lecz nie wie, z kim tańczy…
(głośno)
                                                                       Kot nieziemsko piękny,
My wróćmy na ziemię, jeśli łaska, obawy me budzi los posępny.
Polski sprawa mocno niepokoi, jej serce robak lewicy drąży,
Postkomunistyczna masoneria ateistyczna kraj nasz pogrąży…

PREZES JACEK
Wodza nam trzeba, lecz prawdziwego, co zgorzel wytnie, ranę wypali
Płomieniem żywym, bez sentymentów, tak tylko można Polskę ocalić!

KATARZYNA
Mądre słowa! Na smycz i w kaganiec! Twardą jedynie ręką trzymany
Naród prawdziwą jednością! Tylko taki może być Narodem zwany!

PREZES JACEK
Słowa batem smagać, rzucać na kolana! Srogim być ludziom, lecz ojcem!
Pociągać za sznurki, władać, prym wodzić! Potrzebnym jak słońce być wzorcem!
Zwierz leży na parapecie i z przymkniętymi oczami podsłuchuje.

ZWIERZ (do siebie)
Ot, kobieca przewrotność… W niej sięgnęła szczyty, lecz słabostką o sobie
Mniemanie wysokie. Tu uderzę i płodny umysł wkrótce wyjałowię…
Załatwię ja dziewczę w białych rękawiczkach…
(patrzy na swoje łapy)
                                                                                  …w białych ją załatwię! W białych!
A wtedy znowu w piekle czorty, nie ja, z Kaśką będą tańcowały!
ZWIERZ wychodzi z domu.

Ulice miasta
ZWIERZ biegnie lekkim truchtem przez miasto.

ZWIERZ
Imperatorowej się należą wdzięczności tak ze cztery kłaczki,
Za to, że blisko mieszka. Ciekawe, cóż odkryję w domku tej chojraczki…

Inne ulice miasta
Katarzyna wraca na pokoje; rozmyśla intensywnie.

KATARZYNA
Nieulękły wojownik, pełen poświęcenia, znacznie czas swój wyprzedza,
Stalowym uściskiem w szachu wszystko trzyma; kto inny dawno by sprzedał.
Z takim człowiekiem gotowa jestem w ogień iść. On istne misterium!
Wreszcie! Polityk – ideał! Do walki gotowy! Za Polskę – światowe imperium!
Ejże! Katarzyno! Przeraża mnie Twa mowa! O celu zapomniałaś!
Chciałaś zemsty, w piekle zaszczytów; nie do miłości bieżałaś!
Lecz cóż ja poradzę, wobec uczucia niewiasta bezbronna kompletnie…
Gdzie serce gromko krzyczy, tam rozsądek nogi bierze za pas pospiesznie!
Z Prezesem mogę znaczniejsze, niźli u Lucypera zdobyć zaszczyty.
Tutaj, nie w zaświatach, czekają mnie bogactwa prawdziwego przesyty.
Tak, on mą jedyną przyszłością! Naszych rządów nadchodzą złote czasy!
Biegnę! Rzec Jackowi wszystko muszę, on inny niż blade lowelasy!

Dom prezesa Jacka

PREZES JACEK
Czy mnie rozum nie myli? Czyżby czas przyszedł na mnie? Z rozumu się śmiej,
Kiedy serce żywym ogniem płonie; wystarczy, że ledwo wspomnę o Niej!
Czy na miłości słabość pozwolić sobie dziś mogę? A może – szansę?
Czy tylko władza da szczęście? Los wstawił nowy pionek na życia planszę.
Przypadek, czy życie sposobność dało, by jarzma ciężar na pół dzielić?
Cóż do stracenia? Nic! Niechaj więc Katarzyna ze mną sobie pościeli!
Wbiega ZWIERZ; bawi się czymś, turla i podrzuca.

PREZES JACEK
Ja w rozterkach, ten się bawi wyśmienicie! Gdzie wzajemne zrozumienie?
Ja się pytam! Pamięć? Przenośna? Komu zwędziłeś? Czyje to jest mienie?
Oddać ją należy; by wiedzieć komu, wpierw zawartość nam trzeba zbadać.
Po cichu wchodzi KATARZYNA, skrada się z zamiarem zrobienia niespodzianki. Zatrzymuje się, gdy widzi, co ogląda PREZES JACEK.

PREZES JACEK
Widzę, lecz oczom nie wierzę! Obślizgła żmija! Prowokatorka! Knować
Pragnie! Manipuluje! Intrygi! Haki! Spiski dziwki tej diabelnej!

O, niedoczekanie Twoje!

KATARZYNA (do siebie)
A niech mnie czeluści pochłoną piekielne!
ZWIERZ uśmiecha się szyderczo; KATARZYNA znika w błysku światła.

AKT IV
Gabinet Władcy Piekieł

LUCYPER
Przegrałaś. Co gorsze – zdradziłaś.

KATARZYNA
Co ze mną zrobisz?
LUCYPER
Nic.
KATARZYNA
Jakże to, Panie?
Żadnej kary?

LUCYPER
Nic. Wieczna samotność i Twoje nieszczęśliwe kochanie…

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz