Komety


Gwiazdy umierały, jedna po drugiej. Blask przygasał, stawał się smętnym wspomnieniem dawnej siły, by za chwilę pogrążyć się w nicości.

– Zrób coś, jesteś bogiem! – przeraźliwie wrzeszczało sumienie.
– A co ja mogę? Co ja, biedny, mogę? – Kreator panicznie bronił się przed jakimkolwiek działaniem. Dziś mu się nie chciało.
– Kurwa, żartujesz chyba? Wszystko możesz! Przecież jesteś bogiem!

Kreator przyznał sobie rację. Był bogiem. Mógł wszystko. Dręczyło go jednak okrutne w swej naturze pytanie – po co? Po co istnienie, ruch, tarcie? Po cóż powierzchowność, głębia, trzeci wymiar? Po co komu czas? Po co niebyt? Myślał; lubił to. Zapominał wtedy o świecie, a ten przewrotnie i bezlitośnie wykorzystywał prawa nim rządzące, co gorsza – według własnego widzimisię. Korzystając z chwili nieuwagi twórcy, jedna z galaktyk spłonęła, niczym dobrze natarty prochem lont. Kreator obojętnym wzrokiem odprowadził wędrującą po nieboskłonie iskrę.

– Jebać to! Mogę wszystko! – bóg, przepełniony uczuciem nieograniczonej potęgi, wyrzucił ręce w przestrzeń w dramatycznym geście tryumfu. Znaczy, wyrzuciłby, gdyby takowe posiadał. Tak, czy inaczej, wypełniała go wszechmoc, potęgowana świadomością dzierżenia palmy pierwszeństwa… wszystkiego.

Drżał. Uniesienie w boskiej materii wzbierało z każdym pomyślanym słowem. Atmosfera, pomimo faktycznego jej braku, gęstniała. Na pierścieniach planet pojawiały się idiotyczne napisy, pył kosmiczny począł formować gwiazdy o kształtach orzeszków fistaszkowych, komety plotły warkocze i złotym deszczem ozdabiały Drogę Mleczną. Kreator, pochłonięty przeżywaniem siebie samego, bezinteresownie ignorował postępujące rozprzężenie. Wszechświat oszalał.

Bliźniacze kule ciemnej materii wbrew wszelkim prawom stanęły w ogniu, w mgnieniu oka samobójczo intensyfikując unicestwienie. Krótki czas później płomienie ostatnim, konwulsyjnym podrygiem buchnęły fontannami iskier, by po chwili nagle przygasnąć. I tuż przed pożegnalnym błyskiem ostatniej płonącej cząsteczki czarne, pomarszczone i sflaczałe kule eksplodowały, rozrzucając we wszechświecie drobiny boskiej materii. Ogniste komety przemknęły błyskawicznie boskim nasieniowodem i wytrysnęły w nicość. Wszechświat zapełnił się milionami gwiazd.

Kreator doszedł. Kolejny raz. I znał już odpowiedź na pytanie „Po co?”. Znał odpowiedzi na wszystkie pytania świata. Onanizm nigdy mu się nie znudzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz