Agenci



                     Mizerny płomień dopalającego się znicza tańczył szaleńczo w tandetnej, plastykowej osłonie. Grupa obradująca w maleńkim mauzoleum była tak dalece pochłonięta dyskusją, że nikt nie zwrócił uwagi na dogorywający języczek ognia. Kilka chwil później pomieszczenie pogrążyło się w ciemnościach.
– Marian… nic nie widać… – odezwał się z pretensją w głosie szkielet Suchy.
– Przeca widza!
– To weź i coś skombinuj, gospodarzem jesteś!
– Nie fanzol mi tu, chopie! Po ćmoku moga se zymby schacharzyć! Widzioł żeś ty kiedy wompirza bez zymbów, pieronie? Ćma egipsko, niech Pidżamodżem po żar ciśnie! – obruszył się Marian.
– Pinodżem – poprawiła mumia. – Niechaj i tak się stanie, lecz miejcie w pamięci, pierwszy to i ostatni raz! A teraz, drogi przyjacielu – zwrócił się do Leopolda – racz zgniliznę swą z mojego bandaża zabrać, dziękuję.
– M-mm-m-mó-óóó… – przepraszająco zaczął zombie. – Mm-m-móóó…
– Dobrze, już dobrze – uspokoił go Pinodżem. – Nie martw się. – Poklepał po plecach umarlaka, po czym podszedł do wyjścia, zdecydowanym ruchem pchnął ciężkie odrzwia i ruszył na cmentarz.
          
            Zapadła cisza, co chwilę zakłócana cichym „Ho, ho, ho!” Po kilkunastu minutach mumia wróciła, taszcząc kosz ze stalowych prętów, wypełniony rozżarzonym koksem. Uwadze ekipy nie uszły ciemnoczerwone plamy na bandażach oraz w bardzo podobnym deseniu zwisająca przy udzie gumowa, potocznie zwana „bananem”, pałka milicyjna.
– Bez zbędnych pytań, proszę! – uciął ewentualne spekulacje, widząc zdumione spojrzenia. – Najważniejszym jest, że przynajmniej to szybko nie zgaśnie – dodał, odstawiając koksownik pod ścianę i wyraźnie zadowolony wrócił na swoje miejsce.

            Żarzące się bryłki z ciemności wydobyły główny przedmiot obrad grupy: wielkie cielsko w czerwonym wdzianku, przyozdobione wiechciem siwych włosów w okolicach ust. Święty Mikołaj, spętany i złożony w kącie mauzoleum, spoglądał niespokojnie w kierunku obradujących. Co chwilę wyrzucał z ust przytłumione kneblem z bandaża „Ho, ho, ho!”, a sekundę później spomiędzy pośladków wyskakiwały przewiązane wielgachną kokardą kolorowe pudełka.
– No, to co z nim robimy? – Suchy podjął niezakończony temat.
– Mm-móóó... – wyrwał się Leopold. – Mm-m-mósk! – Zombie twardo obstawał przy swoim planie spożycia Mikołaja na surowo.
– Ja, dobrze godosz, chopie! - przyklasnął wampir. - Jo mu jucha upuszcza, ty ze łbem rób swoje...
– To może być jakaś prowokacja! – Suchy z wymalowanym na twarzoczaszce niezadowoleniem stukał paliczkami w posadzkę. – Najlepiej będzie nawiązać łączność z bazą – postanowił.
– Dowej guminknypel! – Marian bez zbędnych ceregieli zarekwirował mumii „banana” i podszedł do koksownika. W gorących bryłkach wprawnym ruchem wykreślił pięcioramienną gwiazdę.
– Dioboł, tu Kyrchów, łodezwij... Dioboł, łodbiór, pieronie! – powtórzył wywołanie wampir, dla lepszego efektu uderzając pałką w pręty. Z kosza trysnął snop iskier, formując trójwymiarowy obraz rogatego łba.
– Czego... - mruknął niechętnie hologram.
– Śwyjentygo, tfu, Mikusia my capnyli i terozki sztudiyrować zaczynomy, co z onym gorolym...
– Natychmiast wypuścić! To nasza konstrukcja! Piekielny wkład w umocnienie wiary! Antykomunistyczna akcja dywersyjna! Wypuścić! Natych...
– A ciś w pierony... – szybkim uderzeniem pałki Marian zerwał połączenie. – Puszczymy, ino trocha juszki weznymy...

            Dalej zdarzenia przebiegały w błyskawicznym tempie. Wampir, lekceważąc polecenie centrali, rzucił się w kierunku Świętego. Drogę zastąpił mu Suchy, który zawsze uważał, że rozkaz to nie gazeta. Sytuację próbował wykorzystać Leopold, czołgając się w kierunku Mikołaja pomiędzy nogami szamoczących się nieumarłych. Pinodżem próbował załagodzić sytuację, tłumacząc wszystkim naraz i każdemu z osobna, że „tak nie można”. Koniec końców cała ekipa obserwowała uciekającego cmentarną aleją Świętego Mikołaja. Spomiędzy pośladków wydobywał się dym – prawdopodobnie ktoś skorzystał z zamieszania i nakarmił dziadka rozżarzonym koksem...

            W tydzień później większość gazet na swych łamach informowała o nadaniu Orderu Lenina towarzyszowi Sztywnemu: „Za przeprowadzenie kompleksowych działań w celu likwidacji postaw negatywnych politycznie”.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz